TAXI

Piątek, 15 czerwca 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
TAXI

Musiałem dokonać przedpłaty w siedzibie korporacji radio Taxi 8222333 na Bałtyckiej 15 i ponieważ dojechać tam MPK to niezła sztuka, tym bardziej, że czasu mało, bo musiałem jeszcze zdążyć na egzamin z rachunkowości, więc wziąłem rower.

Jadąc Lechicką, od Piątkowskiej aż do Wichrowych Wzgórz trzymałem się za TIRem, więc ten odcinek pokonałem bardzo szybko. Potem było z górki, więc dojazd był bardzo przyjemny, jedynie trochę wmordewindu.

Za to z powrotem jechałem już tylko o własnych siłach i choć w większości było pod górkę to jednak wiało w plecy :). Pojechałem troszeczkę inną trasą i wyszło 900 m mniej, nadspodziewanie duża róznica.

avgHR = 143
HRmax = 202 (nie pamiętam kiedy)
Hi = 20%
In = 36%
Lo = 44%

Vmax - 63,73 km/h (za TIRem)

Niestety wskazania z pulsometru nie do końca odzwierciedlają rzeczywistość, gdyż czasami są zaniżone wyniki (dlatego tyle czasu jest wykazane w strefie poniżej 140). Prawdopodobnie dlatego, że nadajnik ma niedostateczny kontakt ze skórą i jeszcze muszę popracować jak ustawić opaskę by było dobrze..

Bardzo, bardzo wcześnie...

Niedziela, 10 czerwca 2007 · Komentarze(2)
Kategoria Samemu
Bardzo, bardzo wcześnie...

W dzień nie ma czasu, wieczorem nie ma czasu, no to trzeba pojeździć rano :). Ale rano też nie ma czasu, więc może by tak wcześnie rano?

Pobudka o 5:37, po niecałych 6 godzinach snu - nie było łatwo. Zjadłem śniadanie, poczesałem Lolkę, ubrałem się i w drogę.

Spod domu ruszyłem o 6:12, czyli 2 minuty za późno :P. Postanowiłem jednak nie pędzić na maksa, bo szybko bym się wypalił o tak wczesnej porze. Z Billem byłem umówiony o 6:30 na wysokości ulicy Kaliskiej, byłem o 6:30 równiuteńko. No i czekam. Czekam, czekam, a Billa nie ma. Wypiłem soczek - Billa nie ma. Zdjąłem bluzę - Billa nie ma. Minął mnie jakiś gościu, którego było słychać od paruset metrów jak sobie śpiewa "na całą epę" to co słyszy w słuchawkach (tragicznie fałszował) - Billa nie ma. Pstryknąłem kilka fotek - a Billa wciąż nie ma. Postanowiłem więc zrobić kółko, bo albo zaspał, albo nie wiem :P.

Gdy objechałem Maltę to na wysokości Shella spotkaliśmy się z Billem w końcu, jednak nie zaspał :). Okazało się, że topografia tej części miasta jest u mnie do poprawki i zamiast czekać przy Kaliskiej to czekałem przy Katowickiej :P.

To kółko było już spokojniejsze, ale tylko troszkę spokojniejsze, średnia w okolicach 28 cały czas się utrzymywała. Pogadaliśmy o tym i tamtym, no i Bill stwierdził, że jemu wystarczy jedno kółko na dzisiaj. W pierwszej chwili byłem troszkę rozczarowany, ale w mgnieniu oka przywołałem się do porządku, że przecież nie każdy musi być taki stuknięty, żeby mieć ochotę na wycisk z samego rana :). Pełen szacunek dla Billa, że przyjechał!!!

Ostatnie kółko już na luzie, bez przyciskania zbędnego, na mecie toru regatowego się zatrzymałem, popstrykałem trochę, zdałem sobie sprawę, że mam świetny humor i że chyba będę tak częściej jeździł i zmyłem się do domu :).

Działeczka

Piątek, 8 czerwca 2007 · Komentarze(0)
Działeczka

Pobudka o 7:30 i na 9 miałem być na działce w Luboniu celem przekopania reszty tego nieszczęsnego trawnika. Jak zwykle wyruszyłem o te kilka minut za późno i musiałem nadganiać, co potem odbijało mi się czkawką podczas kopania. Dawno nie byłem taki znorany jak wtedy.

Po skończeniu prac ziemnych pojechaliśmy z Kasią do niej do domu, przekąsiliśmy pyszne drożdżowe ciasto, a potem jeszcze dostałem pycha pomidorówkę :). Jednak sielanka szybko się skończyła, bo trzeba było wracać do domu się uczyć. Średnia wyszła całkiem całkiem - naprawdę byłem padnięty.

Bardzo rowerowy dzień

Czwartek, 7 czerwca 2007 · Komentarze(0)
Bardzo rowerowy dzień

Najpierw była wycieczka w ramach CKRM - wyszło 32,45 km w czasie 1:46:36. Szczegóły i kilka zdjęć już niedługo...

Lista obecności (alfabetycznie):
1. Marek
2. Paweł
3. Piotrek
4. Piotrek
5. Tomek


Etap I - 2 rowery gratis
Tak jest, nasz zbór wszedł w posiadanie dwóch rowerów. Zostały nam one podarowane gdyż zawadzały w piwnicy jednego ze znajomych brata Jarka,w dodatku nikt na nich nie jeździł. Wymagały one doprowadzenia ich do stanu używalności, do czego zabraliśmy się wspólnymi siłami na godzinę przed wycieczką.

Etap II - co by tu dokręcić?
Podpompowaliśmy koła, dokręciliśmy kilka śrubek, poprawiliśmy przerzutki, siodełka i hamulce , ale bez pedantyzmów. Chodziło o to, by można było na rowerze bezpiecznie przejechać dzisiejszą wycieczkę i następne, a nie o to, żeby łańcuch przeskakiwał bezszelestnie pomiędzy koronkami kasety. Dobrze, że Piciu miał jeszcze na miejscu narzędzia, bo był problem z korbą, która wykazywała spore luzy, ale klucz nasadowy w rozmiarze 14 skutecznie je wyeliminował. Gdy już wszystko działało jak należy - ruszamy! Ale najpierw modlitwa - jako, że robię tutaj za przewodnika, więc miałem przywilej pomodlić się o czas naszej wycieczki :).

Etap III - już postój
Przejechaliśmy ledwo 1 km a już zatrzymaliśmy się w sklepie. Na słodkie, na orzeźwiające i temu podobne. 10 minut poszło... Ruszamy dalej i po kolejnym kilometrze postój na stacji. Ja chciałem kupić baterie do aparatu, bo akumulatory były wyładowane. Pojawiły się niestety problemy z błotnikiem u Grubego, więc został odkręcony. Jedziemy dalej.

Etap IV - korba = problemy
Przejechaliśmy przez Park Sołacki, potem obok Cytadeli i wzdłuż ul. Mieszka I kierowaliśmy się w stronę Moraska. Niestety przypomniało sobie lewe ramię korby w rowerze Grubego... Poluzowało się, a to oznaczało problemy, bo... nie wzięliśmy ze sobą nasadowej "14" i nie było tego jak dokręcić. Kombinerkami dało radę ale tylko na chwilę. W końcu jakiś miły Pan w pobliskim garażu udzielił nam klucza i przykręcił ją na fest. Radość jednak nie trwała długo...

Etap V - Kampus UAM Morasko
Za każdym razem jak tam jestem to przemawia przeze mnie, jako studenta AE, zazdrość na widok nowoczesnego kampusu uniwersyteckiego. Co by dużo nie mówić - tam jest naprawdę świetnie. Chociaż nie da się ukryć, że jest to odludzie, ściany maja beznadziejny kolor, kesro jest horrendalnie drogiei możnaby jeszcze długo wymieniać, ale starczy już tej zazdrości... :). Krótki postój nad jeziorkiem zaowocował zaprezentowaniem majsterkowiczowych zdolności Tomka, który zdjął całkowicie feralną korbę, zrobił dodatkową podkładkę (przy oakzji okazało się, że gwint jest w kiepskim stanie), przybił, dokręcił kombinerkami i moglismy jechać dalej.

Etap VI - firanki w aucie?
Zahaczyliśmy o sklep na Umultowie celem uzupełnienia płynów i ruszyliśmy w stronę Góry Morasko. Na parkingu spotkaliśmy bardzo ciekawe autko - zobaczcie sami, klasa sama w sobie :). Żar lał się z nieba i takie firaneczki z pewnością pomagały strudzonym pasażerom auta w ochronie przed słońcem.

Etap VII - wreszcie trochę lasu
Z Umultowa jechaliśmy wreszcie po drodze innej niż asfaltowa, trochę lasu, piasku i szutru. Jadąc ulicą Huby Moraskie mijaliśmy ogromne wille, każda kolejna ładniejsza od poprzedniej :). Jednak znowu pojawił się asfalt no i znowuż ta korba...

Etap VIII - poddajemy się
Gwint korby był w fatalnym stanie i tylko dzięki pomysłowości Tomka dało się go używać przez kilkaset metrów jazdy pod obciążeniem. Potem znowu stop i trzeba byo dokręcać na inny sposób :). Każdy kolejny był bardziej wyrafinowany. Tym samym byliśmy już na granicy rezerwatu meteorytowego, niemniej zapadła decyzja, że nia wjeżdżamy na samą górę, bo Paweł z Piotrkiem musieli wracać do Swaja, a korba mogła w każdej chwili odpaść całkowicie.

Etap IX - no to teraz z górki
Paweł z Piotrkiem pojechali do Swaja, a my uradziliśmy, że pojedziemy do mnie. Z kilku powodów: niedaleko, spory kawałek z górki, a potem już tylko płasko, no i rowery mogą zostać w garażu aż się ich nie naprawi (stoją do dzisiaj, czyli już 11 dni). Obyło się bez żadnych problemów, ani napraw. Chłopaki uraczyli się umywalką, mlekiem i wodą, wsiedli w autobus i pojechali do domu... Następna wycieczka juz niedługo!


Po wycieczce z CKRM zadzwoniła Ewelina z pytaniem kiedy mógłaby odebrać swój indeks, więc będąc cały czas w rowerowych ciuchach zaproponowałem, że go jej podwiozę, na co chętnie przystała. Ewelina mieszka w ATOLu na Sielskiej, znalazłem tę ulicę na mapie i później już na samym Górczynie, ale akademika nie było :P. Spotkaliśmy się więc na przystanku tramwajowym, a Ewelina wyszła z zupełnie innej uliczki.

Jak tylko Ewelina sobie poszła, chwyciłem słuchawkę i zadzwoniłem do kuflika (z forum) z zapytaniem czy mogę dzisiaj odebrać pulsometry (dla Łagody, dla Pawlento no i dla mnie). Umówilismy się 40 minut później u niego w domu w Suchym Lesie. Czasu nie było specjalnie dużo, więc pełen papeć do domu, opróżniłem plecak i dalej do Suchego. Pulsometry odebrałem, zamieniliśmy kilka słów z kuflikiem no i wiśta wio do domu. Wieczorem, chcąc przetestować swój nowy nabytek założyłem pulsometr... do kolacji :P. Średnio wyszło około 80 :).


Najpierw była wycieczka w ramach CKRM - wyszło 32,45 km w czasie 1:46:36. Szczegóły i kilka zdjęć już niedługo...

Po wycieczce z CKRM zadzwoniła Ewelina z pytaniem kiedy mógłaby odebrać swój indeks, więc będąc cały czas w rowerowych ciuchach zaproponowałem, że go jej podwiozę, na co chętnie przystała. Ewelina mieszka w ATOLu na Sielskiej, znalazłem tę ulicę na mapie i później już na samym Górczynie, ale akademika nie było :P. Spotkaliśmy się więc na przystanku tramwajowym, a Ewelina wyszła z zupełnie innej uliczki.

Jak tylko Ewelina sobie poszła, chwyciłem słuchawkę i zadzwoniłem do kuflika (z forum) z zapytaniem czy mogę dzisiaj odebrać pulsometry (dla Łagody, dla Pawlento no i dla mnie). Umówilismy się 40 minut później u niego w domu w Suchym Lesie. Czasu nie było specjalnie dużo, więc pełen papeć do domu, opróżniłem plecak i dalej do Suchego. Pulsometry odebrałem, zamieniliśmy kilka słów z kuflikiem no i wiśta wio do domu. Wieczorem, chcąc przetestować swój nowy nabytek założyłem pulsometr... do kolacji :P. Średnio wyszło około 80 :).

Do pracy i z pracy

Środa, 6 czerwca 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Do pracy i z pracy

Ponieważ jadąc MPK nie zdążyłbym do pracy na czas, więc pojechałem rowerem. Czas - 2 razy szybciej niż komunikacją miejską :). Po pracy pojechałem jeszcze na Chrobrego gdzie odbywało się "spotkanie po latach" ludzików z liceum :)

Zamiast nauki :P

Wtorek, 5 czerwca 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Zamiast nauki :P

Sesja za pasem, a ja zamiast się uczyć postanowiłem wyskoczyć na rower. Była ku temu okazja, bo na rachunkowości były tylko wpisy, miałem więc godzinę na górkę.

Nowe oponki toczą się niemal bezszelestnie. Nowy licznik sprawuje się wyśmienicie. Nie oszczędzałem się dzisiaj, bo wiedziałem, że będzie krótko i gdy dojechałem do Śródki miałem średnią 29,11 km/h (na Garbarach było 30,13 km/h spadło gdy toczyłem się do ronda bez pedałowania).

Zajechałem na ESSO celem podpompowania kółek. Manometr wskazywał w obu kołach niecałe 2,5 bara, więc podwoiłem tę wartość i... wracało się naprawdę super. Owszem, czułem szczeliny w kostce brukowej, ale opony stawiały minimalny opór.

Z powrotem, na Alei Wielkopolskiej pogoniłem 50,5 km/h (obok aut, więc było troszeczkę łatwiej), ale potem przez Sołacz i Olimpię musiałem łapać oddech i jechałem spokojnie 26-28 km/h. Na Golęcinie z przystanku akurat ruszało 95, ale skubany miał trochę więcej pary w kołach (:P) i po 400 metrach (54,02 km/h) zaczął mi wyraźnie uciekać, więc dałem spokój i od tego momentu zaczął się mój koszmar.

Na wiadukt wjechałem jeszcze przy 32 km/h, ale potem zacząłem ciężko oddychać i domu dojechałem już na luzie wręcz. Wstawiłem rower do garaży i zaczęło mi się kręcić w głowie, a tu jeszcze trzeba na 2. piętro wejść :). Posiedziałem trochę na poręczy z głową między kolanami, posapałem, posapałem i żałowałem, że w ogóle poszedłem na ten rower. Mocno pochylony wdrapałem się do domu i walnąłem się od razu na podłogę do salonu gdzie przeleżałem prawie 10 minut. Nigdy więcej...

No to teraz wracam do nauki :(

Pod zbór i do domu

Sobota, 26 maja 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Pod zbór i do domu

Dzisiaj miała się odbyć kolejna wycieczka z CKRM, ale ponieważ nie było mnie w ostatnią niedzielę na nabożeństwie, to nie miał kto tego ogłosić. Nikt też nie ogłosił, że wycieczki nie będzie, więc postanowiłem pojechać na miejsce zbiórki na wszelki wypadek. Gdyby ktoś czekał to byśmy sobie razem pojechali na Morasko, ale ponieważ nikt nie czekał to wróciłem do domu, zahaczając o Rusałkę i okoliczny lasek :).

Przełaje

Piątek, 25 maja 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Przełaje

Cel był prosty - pojeździć sobie rekreacyjnie. A żeby pojeździć rekreacyjnie to najlepiej wybrać się na polne i leśne drogi. Asfaltu też nie zabrakło, nawet było go większość, ale ja po prostu lubię sobie pojeździć ulicami. Byłem na Strzeszynku i w Suchym Lesie, po czym zaczęło się błyskać więc wróciłem do domu. Miałem jeszcze pojechać na Górczyn, żeby zobaczyć się z Kasią, ale wtedy to bym wrócił kompletnie mokry do domu - lało jak z cebra.

Pojechałem po portfel

Czwartek, 24 maja 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Pojechałem po portfel

Jak się okazało, w środę zostawiłem w pracy portfel i dzisiaj musiałem po niego pojechać. Licznik nie działa, ale i tak go wziąłem, bo stoper nie potrzebuje kabelka. Do pracy dojechałem w 17:18, a z powrotem 17:27, więc biorąc pod uwagę, że z powrotem jest ciężej, bo bardziej pod górę, to te 9 sekund to rewelacyjny wynik :).

Dystans wziąłem ten sam co z wpisu "Commuting". Czas kilka minut lepszy i średnia też bardzo ładna :).

Malta wieczorową porą

Wtorek, 22 maja 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Malta wieczorową porą

Ponieważ pogoda dopisuje postanowiłem to wykorzystać i odkładając na bok makroekonomię poszedłem na rower. Umówiony byłem z Przemem o 20 przy źródełku no i jak zwykle się spóźniłem :/. No ale Przemo jest wyrozumiały na szczęście :).

Licznik raz działał raz nie działał, więc wkurzyłem się nieprzeciętnie i go chyba sprzedam, niech kto inny się bawi z tym kabelkiem. Ja już go raz reanimowałem, ale jak widać jestem trochę nieudolny. Zobaczę ile za niego dostanę, coś dorzucę i kupię nowy. Jak mało dostanę za mój licznik to kupię Hit Allegro: BIKEMATE 30 funkcji, a jak więcej to rozważę jakąś Sigmę lub Vettę - zobaczymy.

Zrobiliśmy sobie 2 kółka, w dwie różne strony, żeby się przekonać, którym wariantem mniej przeszkadza wiatr. Werdykt: wychodzi na to samo. Tempo mieliśmy około 25-30 km/h co przy dokuczliwym momentami wiaterku jest przyzwoitym wynikiem. Pod koniec drugiego kółka, Przemek wyraźnie osłabł i ku mojemu zadowoleniu orzekł, że mam trochę lepszą kondycję :D. Pewnie dlatego, że przejechałem już trochę ponad 400 km, a Przemo dopiero trochę ponad 200 km, więc jakby nie patrzeć przejechałem 2x więcej :P.

Rozjechaliśmy się w tym samym miejscu co ostatnio, ale tym razem postanowiłem zrobić sobie jeszcze jedno kółko samemu, średnia na oko 30 km/h (sądząc po przełożeniu i kadencji). Rewelacja - jestem z siebie zadowolony, bo myślałem, że nie wytrzymam takiego tempa przez 5,5 km, ale udało się :). A potem już bez pośpiechu wróciłem sobie do domku :).