Marcelin i Junikowo

Czwartek, 4 czerwca 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Następnego dnia miało być zaliczenie z Rynku instrumentów pochodnych, ale ja miałem w ostatnim tygodniu tak beznadziejne cukry, że musiałem w końcu pójść na rower. Pogoda była raczej kiepska, nie było słońca, było wilgotno i w każdej chwili mogło zacząć padać, a do tego wiał silny wiatr :). Jedyną opcją był las i wybór padł na Marcelin, bo tam najbliżej. Ogólnie to nuda tak się kręcić bez celu (już ciekawsze jest chyba kręcenie kółek na Malcie), więc objechałem dookoła cmentarz na Junikowie i postanowiłem pojechać jeszcze na Rusałkę, ale na Dąbrowskiego zaczęło delikatnie kropić. Sprawdziłem skąd to leci i jakie jest prawdopodobieństwo, że będzie padać mocniej i stwierdziłem, że... czas wracać do domu, a i tak ostatnie 4 minut jechałem już w deszczu.

M1

Niedziela, 24 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Z Maleństwem
Do M1 i z powrotem z Kasieńką :). Pogoda wyśmienita, na dworze rześko, ale już pod koniec robiło się chłodno. Kilka razy po drodze spadło na nas dosłownie kilka kropel, ale poza tym suchutko.

Malta i z powrotem

Piątek, 8 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Z Maleństwem
Jak tylko wróciłem z samotnej wycieczki zjedliśmy z Kasią obiad i pojechaliśmy na wspólną wycieczkę tym razem :). Na Maltę i z powrotem, spokojnym tempem (na szczęście, bo jak na razie 30 km dziennie to dla mnie dużo). Z domu do źródełka wyszło nam idealnie 10,00 km :). Wróciliśmy stroną północną, potem ja musiałem jeszcze wypić 1,5 kartonika soku i mogliśmy wracać do domu. Powoli zaczęło się chmurzyć, wiatr nieco osłabł, a pół godziny po powrocie zaczęło lekko padać. Ufff :)

PS
Całkowity dystans dzisiaj 56 km, jest postęp :).

Morasko

Piątek, 8 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Dzisiaj chciałem zajechać nad Kiekrz, ale po drodze musiałem zmienić plany i pojechałem na Batorego kupić ładowarkę do telefonu (bo przez 2 dni nie mieliśmy żadnej - szczurki przegryzły kabelki). Jadąc wzdłuż Mieszka I dam sobie rękę uciąć, że minąłem byłego nauczyciela od WF - "Rosoła" :). Z Batorego pojechałem na Górę Morasko, a potem przez Suchy Las nad Strzeszynek i dalej obok Rusałki i KC do domu.

Szwajcaria Żerkowska

Sobota, 2 maja 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Z Maleństwem
Weekend majowy jest w tym roku beznadziejny, bo po pierwsze dodatkowo wolny jest tylko jeden dzień, a po drugie w sobotę muszę iść do pracy. Biorąc pod uwagę takie ograniczenia wybraliśmy się z Kasią na wycieczkę do Żerkowsko-Czeszewskiego Parku Krajobrazowego. Inspiracją był przewodnik Pascala „Okolice Poznania na rowerze”, trasa nr 14 choć mocno zmodyfikowana i skrócona:

Śmiełów – Pogorzelica (prom) – Szczodrzejewo - Czeszewo – Orzechowo – Dębno (prom) – Lgów – Śmiełów

Jak to bywało ostatnio tak i dziś zawiewało naprawdę mocno, w dodatku było dość rześko. Rowery bez problemu zmieściły się do auta i kilka minut po 9 ruszyliśmy do Śmiełowa. Na drogach pusto, spokojnie i na miejsce dotarliśmy ok. 10:30, a parking przed muzeum był pusty. Zabrałem się za wypakowanie rowerów, a Kasia poszła zrobić kilka zdjęć, nasłonecznienie była bardzo duże, więc zdjęcia też wychodziły bardzo ładne.






Po pierwszym kilometrze wiedzieliśmy już, że jest nam zimno. Temp. nie przekraczała 16-17 stopni, a do tego jeszcze był zimny wiatr. Pierwszy przystanek w okolicach wioski o wdzięcznej nazwie Szczonów, ale z uwagi na fakt, że „szczoć” nam się zbytnio nie chciało zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w dalszą drogę. Kilka minut później wyjeżdżając z zakrętu Kasia zaczyna krzyczeć: AAAA!!! po czym zatrzymuje się, zsiada z roweru i idzie do tyłu. A co było tego przyczyną? Ano żabka.




Jedziemy dalej i napotykamy mały, betonowy mostek nad równie małą rzeczką Odczepich. Całkiem podobny do mostu Rocha. W oddali widać bryłę neoromańskiego kościoła w Pogorzelicy.



Dojeżdżamy do „teowego” skrzyżowania i skręcamy w lewo w kierunku promu. Na prawo droga wiedzie do Paruchowa. Prom był akurat po drugiej stronie Warty, ale na szczęście już ruszał w naszą stronę. Zabraliśmy się z dwoma autami i po 20 minutach byliśmy już na drugim brzegu gotowi do dalszej jazdy. Kiedyś wydawało mi się, że bycie kierowcą MPK może być nudne, bo trzeba jeździć codziennie w kółko po tej samej trasie, ale operator promu to przebija.




Wjeżdżamy na leśną drogę biegnącą mniej więcej wzdłuż Warty i tu zaczęły się kłopotu. Momentami droga była bardzo piaszczysta co znacznie utrudniało jazdę. Zrobiliśmy więc przerwę na kanapkę i jakiś soczek, bo cukier zszedł mi poniżej 70…



Im dalej w las, tym piachu było coraz więcej co bardzo nie podobało się Kasi. Były momenty, że wolała nawet zejść z roweru aniżeli ryzykować wywrotką. Na szczęście w Szczodrzejewie wróciliśmy na asfalt i (z wiatrem w plecy) pojechaliśmy do Czeszewa.



Dzięki temu, że skręciliśmy w złe miejsce udało nam się zobaczyć bardzo ładny budynek Nadleśnictwa Jarocin, wyremontowany bodajże w zeszłym roku.



Odnaleźliśmy właściwy skręt i znowu znaleźliśmy się nad Wartą. Droga biegła wzdłuż wału przeciwpowodziowego i niestety znowu zdarzały się momenty gdzie piachu było nieco za dużo. Kasia znów wolała prowadzić rower, ale w końcu udało mi się ją przekonać, żeby spróbowała jechać nieco szybciej to łatwiej jej będzie taki piach ominąć. No niestety skończyło się na tym, że w pewnym momencie piachu był na tyle dużo, że straciła równowagę i wylądowała na wale. Obyło się bez urazów i tylko na dodatkowej dawce adrenaliny, ufff.

Ponieważ znowu zaczął spadać mi cukier zjechaliśmy ze szlaku do Orzechowa, aby zakupić coś kalorycznego. Wybór padł na paczkę ciastek i milkę jogurtową. W sklepie, jak to w wioskach wszyscy się znali, dało się wyczuć taką rodzinną atmosferę, której próżno szukać w poznańskich sklepach… Ciastka zniknęły w jakieś 10 minut i ruszyliśmy w kierunku Dębna. Znowu przeprawa promowa, podobnie jak w Pogorzelicy trwało to jakieś 15-20 minut. W oddali widać było most kolejowy, który ponoć jest udostępniony dla pieszych, więc jeśli ktoś nie zdąży na prom to może przedostać się tamtędy na drugą stronę rzeki.

Po zjechaniu z promu i wydostaniu się na wał znów krótka przerwa, co by popstrykać fotki jakiemuś kościołowi. Od tego momentu na trasie robiło się coraz gorzej, bo mieliśmy pod wiatr. Wiatr bardzo zimny i zaczęły nas boleć uszy, a i jakoś pedałować się odechciewało. Po drodze spotkaliśmy muuućkę, stała, gapiła się na nas i trochę śliniła (ciekawe czy na nasz widok, czy to u niej normalne). Kolejna przerwa przy „mini-baobabie” i tym razem obaliliśmy pół czekolady i po jabłku. Kasia zaprezentowała też swoje zdolności w rzucie w dal.




W Lgowie nie było niczego ciekawego, więc po prostu przezeń przejechaliśmy. Na ostatnim skrzyżowaniu na naszej trasie Kasia skręciła w lewo w stronę Śmiełowa, a ja pojechałem w prawo w kierunku Żerkowa, aby zaliczyć jeden z trudniejszych podjazdów w Wielkopolsce. Przyznaję, zasłużył sobie na to miano – długi na 900m (od skrzyżowania do punktu widokowego) i naprawdę wyczerpujący. Pierwsze 300m miałem chęci i power w nogach, potem zostały już tylko chęci i zadyszka. Na górze 2 minuty odpoczynku, żeby uspokoić oddech i na najtwardszym przełożeniu w dół. Niestety wiatr trochę przeszkadzał, więc jak tylko na liczniku pojawiło się 60 km/h dałem sobie spokój, skuliłem nogi, przysiadłem na ramie i dalej zjeżdżałem w takiej pozycji. Jakież było moje zdziwienie gdy sprawdzając maxa licznik pokazał 61,14 km/h. Dokulałem się jakoś do Śmiełowa na parking i jak zszedłem z roweru to poczułem, że kręci mi się w głowie… Oj, brakuje formy, brakuje...

Zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy przez Pyzdry, Wrześnię i Swarzędz do domu. W Pyzdrach mieliśmy posłuchać i popatrzeć na koncert orkiestr dętych i zjeść w końcu watę cukrową. Natomiast w Swarzędzu Kasia odwiedziliśmy cmentarz i Kasia pokazała mi kamienicę wybudowaną przez jej pradziadka.



Malta

Czwartek, 30 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Rusałka zaliczona, Strzeszynek zaliczony, przyszła kolej na Maltę. Z Sielskiej mam mniej więcej taki sam dystans jak Horacego, więc nie mogę narzekać :). W zasadzie całą trasa to ścieżka rowerowa, wystarczy dojechać Jarochowskiego do Hetmańskiej, potem w dół i od Chłapowskiego aż do Malty spokój. Oczywiście ścieżka jak to ścieżka, idealna nie jest, ale nie ma co narzekać. Nad samą Maltą „niewielkie zmiany”, czyli otwarcie nowego centrum handlowego obok salonu Karlika, a na mecie toru regatowego powstaje właśnie nowa trybuna. Wydaje mi się, że budynek obok wielkiej świetlnej tablicy też przeszedł mały lifting, ale musiałbym poszukać jakichś starych zdjęć :). Zrobiłem dwa kółka, jedno zgodnie z ruchem wskazówek zegara, drugi odwrotnie. Za każdym razem wiatr był bardzo dokuczliwy. Potem zahaczyłem jeszcze o lasek za Maltą no i oczywiście mała przerwa przy źródełku. Tutaj bez zmian, woda jak zawsze zimna i świeża :). Powrót do domu tą samą trasą, a potem prysznic i pojechałem jeszcze na wykład o 16. No tłumów nie było, bo aż 6 osób (w tym wykładowca i 3 osoby, które przedstawiały swój projekt :P).

Galeria Malta


Nowa trybuna na mecie Malty

Rusałka i Strzeszynek

Poniedziałek, 27 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Dzisiaj, druga wycieczka w tym roku :). Tym razem samemu, pojechałem najpierw na Greckie, dać jeść Lolce, podlać kwiatki pod nieobecność domowników, a potem nad Strzeszynek i z powrotem do domu przez Rusałkę. Wiało jeszcze mocniej niż wczoraj, co miało swoje dobre i złe strony, w zależności od kierunku w jakim jechałem, ale miało to znaczenie tylko w mieście. W lesie nie był aż tak odczuwalny :).

Strzeszynek, widok z pomostu.


Wygląda jakby łowił ryby, ale moim zdaniem chwilowo dał sobie spokój.


Giancik :)


Strzeszynek od drugiej strony.


A tu już Rusałka, zdjęcie z południowego brzegu.


Oj powiało kiedyś, powiało.


Wczoraj było tu pełno ludzi. Dzisiaj już tylko nieliczni amatorzy opalania.


Dlaczego wata cukrowa jest dzisiaj, a nie było jej wczoraj?! Skandal :)

Rowerem nad Rusałkę

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · Komentarze(0)
Kategoria Z Maleństwem
Wreszcie niedziela poza pracą, pogoda dopisała, więc wybraliśmy się z Kasią na pierwszą w tym roku przejażdżkę rowerową :). Cel - Rusałka. Jechało się miło i przyjemnie, bo na początku było mocno z wiatrem. Z powrotem było trochę gorzej, ale nie ma co narzekać. No może zrobiło się trochę chłodno na sam koniec. Po mieście mnóstwo ludzi jeździło na rowerach, widać nie tylko mieliśmy taki pomysł. Z kolei nad samą Rusałkę naprawdę mnóstwo ludzi na rowerach, ale nie tylko. Sporo mieszkańców zdecydowało się na spacer.


Jedziemy...


..przy RJNJ...


...tutaj na nowej ścieżce rowerowej wzdłuż Bukowskiej.


Kasia o wszystkim pomyślała - ręczniczek, jedzonko, herbatka w termosie.


Zadowolony - jak zawsze na rowerze :).


Mniaaaam, babeczki zrobione przez Kasię :))).


Niektórym słoneczko nazbyt pogrzało :))).


Relaksik na trawce - Kasia.


Widoczek.


Widoczek, a na dole lody włoskie :).


Czyżby łabędzia parka?


Relaksik na trawce - Marek.


Wiatr był na tyle silny, że taki latawiec to świetna zabawa.


I kolejny widoczek.


A gdzie Ty patrzysz Kasiula? Na mnie się spójrz lepiej.


Na mnię mówię! :)


Wracając do domu zajechaliśmy jeszcze do Parku Wilsona, gdzie trwał koncert uwielbienia. Impreza, która odbywa się co miesiąc w różnych miejscach Poznania jest wspaniała okazją by posłuchać pięknych pieśni :). Spotkaliśmy tam też mamę Kasi :).

Koncert uwielbienia w Parku Wilsona.
[/url]

Nie było gdzie usiąść, więc trzeba było skorzystać z trawnika


Jedni śpiewali...


...inni zaś tańczyli...


...a to wszystko na chwałę Bogu Najwyższemu!


Widok na Palmiarnię.


Zooooooommm :)

Wiadomości

Niedziela, 1 marca 2009 · Komentarze(0)
Oglądanie Wiadomości :)