Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2007

Dystans całkowity:241.65 km (w terenie 73.00 km; 30.21%)
Czas w ruchu:11:44
Średnia prędkość:20.60 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:26.85 km i 1h 18m
Więcej statystyk

Dookoła Strzeszynka i z powrotem

Sobota, 28 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Dookoła Strzeszynka i z powrotem

Krótki wypad nad Strzeszynek, ale trochę okrężną drogą. Najpierw pod zbór, potem Rycerska - Bułgarska - przez tory kolejowe - zachodnim brzegiem Rusałki i potem już prosto nad Strzeszynek. Szybka rundka dookoła i z powrotem. Biskupińską do góry, a potem Wańkowicza czy Wergiliusza, nie pamiętam :).

Puszczykowo - BCM NOWATEX

Czwartek, 26 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Z Łagodą
Puszczykowo - BCM NOWATEX

Coś się stronka sypie, bo mnie wylogowuje i mi znika tekst. Pisałem już 2 razy i już mi się nie chce, więc tylko w skrócie:

Z Łagodą.
Do Puszczykowa - BCM NOWATEX (sklep z odzieżą kolarską)
Mega-ciężki podjazd.
Łagoda - koszulka, ja - spodenki.
Super niespodzianka - chusty gratis.
Powrót alternatywną trasą.
Pycha obiadek na Dębcu.
Home sweet home.

Commuting

Poniedziałek, 16 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Commuting

W pracy i z powrotem. Fajnie się śmiga między autami stojącymi w korkach przed 16 w centrum miasta :). Z kolei z powrotem, pomimo krótszej o 300m trasy, jechałem w sumie 8 minut dłużej, bo... stałem na przejeździe na Golęcinie. Beznadzieja - szlaban się podniósł dobre minuty po tym jak przetoczył się (dosłownie!) pociąg :(.

O zachodzie słońca

Niedziela, 15 kwietnia 2007 · Komentarze(1)
Kategoria Z Maleństwem
O zachodzie słońca

Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy razem z Maleństwem postanowiliśmy wybrać się na rowerki. Założyłem mój nowy plecaczek, który dostałem od Kasi, wzieliśmy 10 zł, żeby kupić sobie lody nad Strzeszynkiem (trochę dużo, ale przynajmniej w papierku) i w drogę.
Dojechanie nad Strzeszynek nie sprawiło nam najmniejszych trudności, bo nie mam tam żadnych podjazdów :). Kasia narzuciła ostre tempo (biorąc pod uwagę, że rano zrobiłem już 66 km), ale trzymałem się dzielnie. Ruch na ścieżce spory, ale jechało się bardzo miło i kulturalnie, bez zbędnych przepychanek.
Nad jeziorem sporo ludzi, jedni przy ognisku, drudzy grają w piłkę, inni siedzą przy barach. Naszym celem też był taki bar. Niestety w pierwszym spotkanym nie było lodów, więc podjechaliśmy do następnego, gdzie było kilka do wyboru :). Bardzo miła pani pokazała nam wszystkie po kolei, krótko opisując każdy z osobna. Momentami czułem się jak 6 latek, któremu objaśnia się jakąś nietrudną czynność :). W końcu zdecydowaliśmy się na rożki , czekoladowy dla Kasi i truskawkowy dla mnie. Bardzo miła pani podała nam lody po czym z wielkim bananem na ustach skasowała z nas 8 zł! No cóż, raz w sezonie można odżałować :P.


Po lodach podjechaliśmy nad jezioro popstrykać kilka fotek i pojechaliśmy do Kiekrza.


Stamtąd pomknęliśmy do Złotnik, żeby z ukrycia strzelić jej fotkę, ale przed domem napotkaliśmy na sporą przeszkodę - jej mamę :). No to żeby nie było, że my paparazzi poprosiliśmy by zawołała Órshólę (tak ją mam wpisaną w telefonie).


Było miło i przyjemnie, ale z racji, że zaczęło się ściemniać wróciliśmy czym prędzej do domu :).
Ponieważ Kasia nie była zadowolona, że przejechaliśmy tylko niecałe 20 km, za tydzień postaram się wymyślić coś ekstra :).
PS
Wycieczka ma datę 15.04.2007, bo okazuje się, że można jednego dnia dodać tylko jedną wycieczkę. A szkoda. Na razie więc niech będzie tak :).

Zimin Nowy Świat, czyli gdzie my jesteśmy?

Sobota, 14 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Z młodzieżą
Zimin Nowy Świat, czyli gdzie my jesteśmy?

Przygotowania
W czwartek zadzwonił Pawlento, że jest chętny na rower :). Zdecydowaliśmy, że jedziemy w sobotę z rana, bo pogoda ma być bardzo sprzyjająca. Wstępny plan był taki: spotykamy się o 9 na Śródce i jeździmy do 11:30, bo o 12 chcę być w domu. W piątek ustaliliśmy jednak, że spotykamy się na Śródce o 8:50, żeby o 9 już ruszyć. Zanim poszedłem spać postanowiłem wymyślić jakąś ciekawą trasę, bo jeździć przez 2,5 godz. dookoła Malty to żadna przyjemność. Wziąłem więc do ręki "na rowerze. Okolice Poznania" Pascala i opierając się na trasie wymyśliłem, że pojedziemy do Robakowa, a potem wrócimy zachodnią stroną drogi nr 11 przez Koninko, Krzesiny, Franowo i Maltę na Śródkę.

Za chwilę na rower. Kto nie jedzie ten trąba :)
Zaproszenie na tę wycieczkę miał też Piciu i Łagoda, ale niestety im nie pasowało. Szkoda, bo jadąc we czwórkę byłaby już niezła ekipa. Na pocieszenie mogą sobie teraz przeczytać poniższy opis, a jest czego żałować.

Na trasie
Wyjechałem z domu ze świadomością, że mam sporo czasu i mogę sobie dojazd na Śródkę potraktować rozgrzewkowo. Zaraz za osiedlem wyprzedził mnie niewiele szybciej jadący biker, więc postanowiłem trochę się z nim "podwieźć". Na Golęcinie był jednak zamknięty przejazd, więc stanęliśmy obok siebie i postanowiłem do kolegi zagadać :). Cześć, cześć, gdzie jedziesz, ja też na Maltę, to pojedźmy razem, fajnie, itd... Potem zeszliśmy na temat maratonów, trochę o wspólnych problemach dotyczących poglądu płci pięknej na naszą pasję i tym sposobem jak z bicza strzelił znaleźliśmy się na Śródce, gdzie czekał już Pawlento. Nowo poznany znajomy pojechał, podobnie jak i my kilka minut później.
Na trasie nie było żadnych niespodzianek, spora część biegnie przez las i momentami ciężko się jechało po piachu. Mieliśmy sporo krótkich postojów, żeby zerknąć na mapę gdzie mamy jechać.


Niekiedy były z tym mniejsze lub większe problemy, bo były miejsca, że szlaki już poprowadzone inaczej niż 7 lat temu (mapa z 2000 roku). W dwóch miejscach napotkaliśmy mini-bajorka na całej szerokości drogi. Pierwsze z nich Paweł chciał przejechać, ale po paru metrach zaczęło się robić głęboko więc postanowiliśmy je trochę obejść.

Kilkaset metrów dalej było kolejne bajorko, ale bez problemu je objechaliśmy. Następnie wyjechaliśmy z lasu żółtym szlakiem i skręciliśmy w lewo w ulicę Szczepankowo w kierunku Tulec (czy Tulców - nie wiem :P).


W Tulcach odnaleźliśmy bez problemów ulicę Średzką, którą mieliśmy pojechać w dalszą drogę. Przy wylocie z miasteczka zatrzymaliśmy się jeszcze przy Gościńcu, żeby upewnić się co do dalszego kierunku, a ja przy okazji wyciągnąłem sobie skibkę chleba co by ją zjeść po drodze. Oj, zły był to pomysł. Następne kilka km jechaliśmy asfaltem z wmordewindem i ta skibka w paszczy naprawdę mi nie pomagała. Przekroczyliśmy A2 i pogoniliśmy dalej prosto w kierunku Robakowa. Przecięliśmy jakąś bardziej ruchliwą drogę (z TIRami, ale dość wąska była) i po paru km na szutrze dojechaliśmy do wioski. Nie było nazwy, ale mniejsza o nią. Nie zatrzymując się wyjechaliśmy z niej (już asfaltem) i po paru km, zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie my właściwie jesteśmy. Zaniepokoiło nas bowiem to, że droga biegła całkiem równolegle do A2, a my przecież mieliśmy dojechać do drogi nr 11!

Eee, skończyła nam się mapa
W tym momencie pojawiły się te większe problemy z mapą, bo jakimś cudem nie mogliśmy się na niej znaleźć :). Na szczęście obok przystanku była droga, w którą kierowała tabliczka z nazwą: Zimin Nowy Świat.


Szybkie spojrzenie na stronę nr 9 "Poznań. Atlas aglomeracji" i już było wszystko jasne. Orientacja w terenie do poprawy :). Pojechaliśmy za bardzo na wschód, a konkretnie - niepotrzebnie skręciliśmy w lewo przy wylocie z Tulec-Tulców :).
Ponieważ z zegarka wynikało, że nie mamy już czasu aby wracać na zaplanowaną trasę postanowiliśmy wrócić do domu tak samo jak żeśmy przyjechali. Dodatkowym czynnikiem były też nasze słabnące mięśnie. W końcu mamy początek sezonu i takie dystanse są jeszcze dość męczące. W Kobylepolu Paweł odbił do Swaja, a ja na spokojnie przez Maltę, z małą przerwą przy źródełku, wróciłem do domu.

Prawie jak polowanie
Jednak zanim do dojechałem do domu miałem jeszcze jedną przygodę. Dojeżdżając do przejazdu kolejowego na Golęcinie drogę przebiegły mi... trzy sarny. Widział ktoś kiedyś sarny w mieście? Co ciekawe, najpierw musiały przejść przez tory, potem wtargać się na nasyp, potem moja uliczka, a następnie przebiegły przez całkiem ruchliwą jezdnię i wskoczyły w krzaki za auto-gazem :). Normalnie, ale jaja :).

Happy end?
Oczywiście, że happy end. Nie może być inaczej. Co prawda godzinę później nogi ostro protestowały gdy biegłem na autobus, ale kto by się tym przejmował :).

Pierwszy samotny wypad rowerowy

Czwartek, 12 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Samemu
Pierwszy samotny wypad rowerowy

Mając kilka godzin wolnego postanowiłem wyregulować do końca tylną przerzutkę razem z Zinn'em i przejechać się na Maltę. Brakuje mi jeszcze trochę wprawy, bo chociaż biegi zmieniają się idealnie to wózek nie idzie idealnie pod trybem - jest trochę niedociągniety.

Postanowiłem pojechać na Maltę cały czas ścieżka rowerową - do jeziora (skrzyżowanie Jana Pawła/Baraniaka) wyniosło mnie to przeszło 12 km, czyli strasznie dużo. Zrobiłem sobie przerwę 3 minuty nad źródełkiem (ok 14 km) na picie i batona. Potem nad jeziorem do Śródki i dalej prosto do domu. Wyszło trochę ponad 9 km, czyli sporo mniej :).

W domu byłem tak padnięty, że musiałem się położyć w salonie na podłodze, żeby trochę odsapnąć :). Cóż, początki sezonu...

Północno-zachodni klin zieleni :)

Wtorek, 10 kwietnia 2007 · Komentarze(0)
Kategoria Z Maleństwem
Północno-zachodni klin zieleni :)

Po zakupieniu pompki (z wężykiem, za 11,50) i napompowaniu kółek wyruszyliśmy z Maleństwem na kolejną rekreacyjną wycieczkę. Pojechaliśmy z wiatrem szosą na Golęcin, tam zjechaliśmy do Rusałki i korzystając z osłony lasu skierowaliśmy się w stronę Strzeszynka. Bardzo przyjemna ubita leśna ścieżka wzdłuż Bogdanki z kilkoma pagóreczkami - w sam raz na drugi raz :).

Po drodze spotkaliśmy wielgaśnego ślimaka, którego prawie najechałem. Zatrzymaliśmy się zaraz przy ławeczce i strzeliliśmy sobie z Kasią nawzajem kilka fotek. W międzyczasie minął nas kłusem zawodowy jeździec na pięknym rumaku. Dojechaliśmy do ulicy Biskupińskiej, znów przerwa na kilka fotek i z kopyta pod gorę. Pokręciliśmy się jeszcze po Strzeszynie w poszukiwaniu ulicy Jeziorańskiej i na spokojnie wróciliśmy do domu.

Wrzuciliśmy na patelnię białą kiełbaskę, a później zajadając się nią rozegraliśmy 2 partie w warcaby (raz był remis, drugi raz - nie wygrałem :P).

Obiecane fotki:

1) Los Dużos Ślimakos


2) Wytrawny jeździeć płci żeńskiej ze swoim rumakiem


3) Nasze rowerki i moje Maleństwo :)


4) Ja z rowerem w ujęciu pozowanym


5) A tutaj razem z Maleństwem przed podjazdem ulicą Biskupińską

OFICJALNE OTWARCIE SEZONU 2007

Poniedziałek, 9 kwietnia 2007 · Komentarze(2)
Kategoria Z Maleństwem
OFICJALNE OTWARCIE SEZONU 2007

Tak jest, dzisiaj przed godzi. 18, razem z Maleństwem otworzyliśmy sezon rowerowy 2007! Pogoda wprawdzie nie dopisała (wmordewind dawał się mocno we znaki, a nawet trochę popadało), ale nie poddaliśmy się. Zwiedziliśmy os. Literackie oraz resztki brzozowego lasu, który je oddzielał od Strzeszyna Greckiego.

Muszę kupić pompkę, bo Kasia miała na tyle miękkie opony, że trudno jej się jechało.

Naprawiłem kabel od licznika

Wtorek, 3 kwietnia 2007 · Komentarze(3)
Kategoria Samemu
Naprawiłem kabel od licznika

Wreszcie wsiadłem na rower w tym roku. Zmieniłem kilka części, a najważniejsza z nich to nowa korba, teraz ma już 48-38-28 zębów.

Dzisiejsza wycieczka to była tak naprawdę kalibracja licznika, czyli ustawianie właściwego obwodu koła. Dojechałem do wiaduktu na Koszalińskiej, potem z powrotem na Horacego i jeszcze pokręciłem się trochę dookoła bloku.