Puszcza Zielonka
Sobota, 21 lipca 2007
· Komentarze(1)
Kategoria Samemu
Puszcza Zielonka
To był mój pierwszy raz kiedy wjechałem na Dziewiczą Górę :). Wycieczka rewelacyjna, pogoda też dopisała, bo nie było przesadnie gorąco no i nie padało :). Do Puszczy pojechałem trochę naokoło, bo przez Luboń. Zamieniłem się z Kasią na telefony, żeby móc porobić zdjęcia. Potem zahaczyłem o Dębiec, gdzie Łagoda sobie spał i nie dał się wyciągnąć na rower.
Dalej pojechałem przez Maltę do Gruszczyna. Na rondzie Rataje drogowcy postawili bardzo umiejętnie znak i nie widziałem czy było zielone czy nie :P. Z Malty podążałem czerwonym, bodajże, szlakiem przez Antoninek, mijając po drodze stację kolejki przy Nowym Zoo.
Ta ceglana budowla to stary młyn. W tym miejscu dzwoniłem pierwszy raz do Picia, bo byłem przekonany, że jestem już przed jego ogródkami działkowymi w Gruszczynie. Hehe, a to był dopiero Antoninek. Po drugiej stonie stawu jakaś restauracyjka, a na trasie mini-zapora :).
Do Picia trafić jest bardzo łatwo, chociaż czekałem przy złej bramie. Na szczęście właściwa była zaledwie 100 m dalej i Piciu mnie zawołał. Jak mówią, powoli kończą się rozpakowywać w nowym lokum :). Fajnie tam mają. Przy okazji, pomogłem Piciowi zdjąć strasznie dużą szybę, która robiła za dach nad drewnem na opał.
Odpocznięty i napojony ruszyłem do Puszczy. Od Picia to dosłownie rzut beretem, wystarczy przekroczyć tory kolejowe Poznań - Gniezno, droge krajową nr 5 i właściwie już się jest w Puszczy. Widoczki wspaniałe, a dookoła cisza i spokój. Przed Kicinem mijajałem Łysą Górę, którą postanowiłem zdobyć :). Szczerze mówiąć nic specjalnego :P.
W Kicinie przerwa na soczek i jazda na Dziewiczą Górę. Pierwszy atak przypuściłem żółtym szlakiem. Jednak zanim na dobre wjechałem do lasy zdążyłem ugrząść w piachu :). Rezultat widać na zdjęciach, bardzo kopny piach - chciałem wzywać ciągnik, ale obyło się bez niego :). Żółty szlak jest wspaniały, najpierw było parę górek, a za jedną czyhała obalona brzoza. Potem ostry podjazd i jesteśmy na szczycie :).
Z usług wieży widokowej nie korzystałem, bo nie było jak zostawić roweru. Jakiś wiewiór się oferował, że popilnuje, ale nie skorzystałem. No, ale zrobił mi chociaż fotkę :P.
Nie tracąc czasu na zbytnie obijanie się, posiłkując się mapą wymyśliłem sobie którędy sobie pojeźdżę po Puszczy. Zjechałem czerwonym szlakiem po wschodnim zboczu góry i potem się pokręciłem tak jak sobie wymysliłem wcześniej. Czytanie mapy niestety do poprawki, bo kilka razy nie byłem pewny gdzie jestem i jechałem na "orientację". Ostatecznie wyszło jednak na to, że jak kobiety mają dobrą intuicję, to ja mam niezłą orientację :).
Dojechałem do parkingu dla blachosmrodów, o dziwo nie było ich dużo, ale to dobrze :). Stamtąd zdobyłem Dziewiczą Górę niebieskim szlakiem. Cały czas ostro pod górę. Raz się zatrzymałem, bo wjechałem przednim kołem w dziurę. Żółty chyba jednak trochę fajniejszy.
Na dół znów zjechałem czerwonym szlakiem, ale tym razem zachodnim zboczem, w kierunku Czerwonaka. Przy zjeździe gdzieś mi ten "czerwony" zniknął i potem go szukałem przez dobre 15-20 minut, aż w końcu pojechałem "na czuja" i znalazłem sie w Czerwonaku :).
Od tamego momentu, jechałem już cały czas asfaltem. Na drodze z Czerwonaka do Poznania trochę pocisnąłem, bo autka jechały tak 40-45 km/h i przyjemnie się jechało. Aż do przejazdu kolejowego nie schodziłem poniżej 40 km/h i kilka blachosmrodów wyprzedziłem, a co :D. A nie było łatwo, bo oczyszczalnia ścieków po prawej "dawała się we znaki".
No a na koniec fotka licznika, co by nie było, że oszukuję :).

To był mój pierwszy raz kiedy wjechałem na Dziewiczą Górę :). Wycieczka rewelacyjna, pogoda też dopisała, bo nie było przesadnie gorąco no i nie padało :). Do Puszczy pojechałem trochę naokoło, bo przez Luboń. Zamieniłem się z Kasią na telefony, żeby móc porobić zdjęcia. Potem zahaczyłem o Dębiec, gdzie Łagoda sobie spał i nie dał się wyciągnąć na rower.


Dalej pojechałem przez Maltę do Gruszczyna. Na rondzie Rataje drogowcy postawili bardzo umiejętnie znak i nie widziałem czy było zielone czy nie :P. Z Malty podążałem czerwonym, bodajże, szlakiem przez Antoninek, mijając po drodze stację kolejki przy Nowym Zoo.



Ta ceglana budowla to stary młyn. W tym miejscu dzwoniłem pierwszy raz do Picia, bo byłem przekonany, że jestem już przed jego ogródkami działkowymi w Gruszczynie. Hehe, a to był dopiero Antoninek. Po drugiej stonie stawu jakaś restauracyjka, a na trasie mini-zapora :).



Do Picia trafić jest bardzo łatwo, chociaż czekałem przy złej bramie. Na szczęście właściwa była zaledwie 100 m dalej i Piciu mnie zawołał. Jak mówią, powoli kończą się rozpakowywać w nowym lokum :). Fajnie tam mają. Przy okazji, pomogłem Piciowi zdjąć strasznie dużą szybę, która robiła za dach nad drewnem na opał.

Odpocznięty i napojony ruszyłem do Puszczy. Od Picia to dosłownie rzut beretem, wystarczy przekroczyć tory kolejowe Poznań - Gniezno, droge krajową nr 5 i właściwie już się jest w Puszczy. Widoczki wspaniałe, a dookoła cisza i spokój. Przed Kicinem mijajałem Łysą Górę, którą postanowiłem zdobyć :). Szczerze mówiąć nic specjalnego :P.









W Kicinie przerwa na soczek i jazda na Dziewiczą Górę. Pierwszy atak przypuściłem żółtym szlakiem. Jednak zanim na dobre wjechałem do lasy zdążyłem ugrząść w piachu :). Rezultat widać na zdjęciach, bardzo kopny piach - chciałem wzywać ciągnik, ale obyło się bez niego :). Żółty szlak jest wspaniały, najpierw było parę górek, a za jedną czyhała obalona brzoza. Potem ostry podjazd i jesteśmy na szczycie :).






Z usług wieży widokowej nie korzystałem, bo nie było jak zostawić roweru. Jakiś wiewiór się oferował, że popilnuje, ale nie skorzystałem. No, ale zrobił mi chociaż fotkę :P.




Nie tracąc czasu na zbytnie obijanie się, posiłkując się mapą wymyśliłem sobie którędy sobie pojeźdżę po Puszczy. Zjechałem czerwonym szlakiem po wschodnim zboczu góry i potem się pokręciłem tak jak sobie wymysliłem wcześniej. Czytanie mapy niestety do poprawki, bo kilka razy nie byłem pewny gdzie jestem i jechałem na "orientację". Ostatecznie wyszło jednak na to, że jak kobiety mają dobrą intuicję, to ja mam niezłą orientację :).





Dojechałem do parkingu dla blachosmrodów, o dziwo nie było ich dużo, ale to dobrze :). Stamtąd zdobyłem Dziewiczą Górę niebieskim szlakiem. Cały czas ostro pod górę. Raz się zatrzymałem, bo wjechałem przednim kołem w dziurę. Żółty chyba jednak trochę fajniejszy.


Na dół znów zjechałem czerwonym szlakiem, ale tym razem zachodnim zboczem, w kierunku Czerwonaka. Przy zjeździe gdzieś mi ten "czerwony" zniknął i potem go szukałem przez dobre 15-20 minut, aż w końcu pojechałem "na czuja" i znalazłem sie w Czerwonaku :).


Od tamego momentu, jechałem już cały czas asfaltem. Na drodze z Czerwonaka do Poznania trochę pocisnąłem, bo autka jechały tak 40-45 km/h i przyjemnie się jechało. Aż do przejazdu kolejowego nie schodziłem poniżej 40 km/h i kilka blachosmrodów wyprzedziłem, a co :D. A nie było łatwo, bo oczyszczalnia ścieków po prawej "dawała się we znaki".


No a na koniec fotka licznika, co by nie było, że oszukuję :).
