Bardzo, bardzo wcześnie...
Niedziela, 10 czerwca 2007
· Komentarze(2)
Kategoria Samemu
Bardzo, bardzo wcześnie...
W dzień nie ma czasu, wieczorem nie ma czasu, no to trzeba pojeździć rano :). Ale rano też nie ma czasu, więc może by tak wcześnie rano?

Pobudka o 5:37, po niecałych 6 godzinach snu - nie było łatwo. Zjadłem śniadanie, poczesałem Lolkę, ubrałem się i w drogę.
Spod domu ruszyłem o 6:12, czyli 2 minuty za późno :P. Postanowiłem jednak nie pędzić na maksa, bo szybko bym się wypalił o tak wczesnej porze. Z Billem byłem umówiony o 6:30 na wysokości ulicy Kaliskiej, byłem o 6:30 równiuteńko. No i czekam. Czekam, czekam, a Billa nie ma. Wypiłem soczek - Billa nie ma. Zdjąłem bluzę - Billa nie ma. Minął mnie jakiś gościu, którego było słychać od paruset metrów jak sobie śpiewa "na całą epę" to co słyszy w słuchawkach (tragicznie fałszował) - Billa nie ma. Pstryknąłem kilka fotek - a Billa wciąż nie ma. Postanowiłem więc zrobić kółko, bo albo zaspał, albo nie wiem :P.

Gdy objechałem Maltę to na wysokości Shella spotkaliśmy się z Billem w końcu, jednak nie zaspał :). Okazało się, że topografia tej części miasta jest u mnie do poprawki i zamiast czekać przy Kaliskiej to czekałem przy Katowickiej :P.
To kółko było już spokojniejsze, ale tylko troszkę spokojniejsze, średnia w okolicach 28 cały czas się utrzymywała. Pogadaliśmy o tym i tamtym, no i Bill stwierdził, że jemu wystarczy jedno kółko na dzisiaj. W pierwszej chwili byłem troszkę rozczarowany, ale w mgnieniu oka przywołałem się do porządku, że przecież nie każdy musi być taki stuknięty, żeby mieć ochotę na wycisk z samego rana :). Pełen szacunek dla Billa, że przyjechał!!!
Ostatnie kółko już na luzie, bez przyciskania zbędnego, na mecie toru regatowego się zatrzymałem, popstrykałem trochę, zdałem sobie sprawę, że mam świetny humor i że chyba będę tak częściej jeździł i zmyłem się do domu :).
W dzień nie ma czasu, wieczorem nie ma czasu, no to trzeba pojeździć rano :). Ale rano też nie ma czasu, więc może by tak wcześnie rano?

Pobudka o 5:37, po niecałych 6 godzinach snu - nie było łatwo. Zjadłem śniadanie, poczesałem Lolkę, ubrałem się i w drogę.
Spod domu ruszyłem o 6:12, czyli 2 minuty za późno :P. Postanowiłem jednak nie pędzić na maksa, bo szybko bym się wypalił o tak wczesnej porze. Z Billem byłem umówiony o 6:30 na wysokości ulicy Kaliskiej, byłem o 6:30 równiuteńko. No i czekam. Czekam, czekam, a Billa nie ma. Wypiłem soczek - Billa nie ma. Zdjąłem bluzę - Billa nie ma. Minął mnie jakiś gościu, którego było słychać od paruset metrów jak sobie śpiewa "na całą epę" to co słyszy w słuchawkach (tragicznie fałszował) - Billa nie ma. Pstryknąłem kilka fotek - a Billa wciąż nie ma. Postanowiłem więc zrobić kółko, bo albo zaspał, albo nie wiem :P.



Gdy objechałem Maltę to na wysokości Shella spotkaliśmy się z Billem w końcu, jednak nie zaspał :). Okazało się, że topografia tej części miasta jest u mnie do poprawki i zamiast czekać przy Kaliskiej to czekałem przy Katowickiej :P.
To kółko było już spokojniejsze, ale tylko troszkę spokojniejsze, średnia w okolicach 28 cały czas się utrzymywała. Pogadaliśmy o tym i tamtym, no i Bill stwierdził, że jemu wystarczy jedno kółko na dzisiaj. W pierwszej chwili byłem troszkę rozczarowany, ale w mgnieniu oka przywołałem się do porządku, że przecież nie każdy musi być taki stuknięty, żeby mieć ochotę na wycisk z samego rana :). Pełen szacunek dla Billa, że przyjechał!!!
Ostatnie kółko już na luzie, bez przyciskania zbędnego, na mecie toru regatowego się zatrzymałem, popstrykałem trochę, zdałem sobie sprawę, że mam świetny humor i że chyba będę tak częściej jeździł i zmyłem się do domu :).



