O zachodzie słońca
Niedziela, 15 kwietnia 2007
· Komentarze(1)
Kategoria Z Maleństwem
O zachodzie słońca
Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy razem z Maleństwem postanowiliśmy wybrać się na rowerki. Założyłem mój nowy plecaczek, który dostałem od Kasi, wzieliśmy 10 zł, żeby kupić sobie lody nad Strzeszynkiem (trochę dużo, ale przynajmniej w papierku) i w drogę.
Dojechanie nad Strzeszynek nie sprawiło nam najmniejszych trudności, bo nie mam tam żadnych podjazdów :). Kasia narzuciła ostre tempo (biorąc pod uwagę, że rano zrobiłem już 66 km), ale trzymałem się dzielnie. Ruch na ścieżce spory, ale jechało się bardzo miło i kulturalnie, bez zbędnych przepychanek.
Nad jeziorem sporo ludzi, jedni przy ognisku, drudzy grają w piłkę, inni siedzą przy barach. Naszym celem też był taki bar. Niestety w pierwszym spotkanym nie było lodów, więc podjechaliśmy do następnego, gdzie było kilka do wyboru :). Bardzo miła pani pokazała nam wszystkie po kolei, krótko opisując każdy z osobna. Momentami czułem się jak 6 latek, któremu objaśnia się jakąś nietrudną czynność :). W końcu zdecydowaliśmy się na rożki , czekoladowy dla Kasi i truskawkowy dla mnie. Bardzo miła pani podała nam lody po czym z wielkim bananem na ustach skasowała z nas 8 zł! No cóż, raz w sezonie można odżałować :P.

Po lodach podjechaliśmy nad jezioro popstrykać kilka fotek i pojechaliśmy do Kiekrza.

Stamtąd pomknęliśmy do Złotnik, żeby z ukrycia strzelić jej fotkę, ale przed domem napotkaliśmy na sporą przeszkodę - jej mamę :). No to żeby nie było, że my paparazzi poprosiliśmy by zawołała Órshólę (tak ją mam wpisaną w telefonie).

Było miło i przyjemnie, ale z racji, że zaczęło się ściemniać wróciliśmy czym prędzej do domu :).
Ponieważ Kasia nie była zadowolona, że przejechaliśmy tylko niecałe 20 km, za tydzień postaram się wymyślić coś ekstra :).
PS
Wycieczka ma datę 15.04.2007, bo okazuje się, że można jednego dnia dodać tylko jedną wycieczkę. A szkoda. Na razie więc niech będzie tak :).
Słońce chyliło się już ku zachodowi gdy razem z Maleństwem postanowiliśmy wybrać się na rowerki. Założyłem mój nowy plecaczek, który dostałem od Kasi, wzieliśmy 10 zł, żeby kupić sobie lody nad Strzeszynkiem (trochę dużo, ale przynajmniej w papierku) i w drogę.
Dojechanie nad Strzeszynek nie sprawiło nam najmniejszych trudności, bo nie mam tam żadnych podjazdów :). Kasia narzuciła ostre tempo (biorąc pod uwagę, że rano zrobiłem już 66 km), ale trzymałem się dzielnie. Ruch na ścieżce spory, ale jechało się bardzo miło i kulturalnie, bez zbędnych przepychanek.
Nad jeziorem sporo ludzi, jedni przy ognisku, drudzy grają w piłkę, inni siedzą przy barach. Naszym celem też był taki bar. Niestety w pierwszym spotkanym nie było lodów, więc podjechaliśmy do następnego, gdzie było kilka do wyboru :). Bardzo miła pani pokazała nam wszystkie po kolei, krótko opisując każdy z osobna. Momentami czułem się jak 6 latek, któremu objaśnia się jakąś nietrudną czynność :). W końcu zdecydowaliśmy się na rożki , czekoladowy dla Kasi i truskawkowy dla mnie. Bardzo miła pani podała nam lody po czym z wielkim bananem na ustach skasowała z nas 8 zł! No cóż, raz w sezonie można odżałować :P.



Po lodach podjechaliśmy nad jezioro popstrykać kilka fotek i pojechaliśmy do Kiekrza.



Stamtąd pomknęliśmy do Złotnik, żeby z ukrycia strzelić jej fotkę, ale przed domem napotkaliśmy na sporą przeszkodę - jej mamę :). No to żeby nie było, że my paparazzi poprosiliśmy by zawołała Órshólę (tak ją mam wpisaną w telefonie).


Było miło i przyjemnie, ale z racji, że zaczęło się ściemniać wróciliśmy czym prędzej do domu :).
Ponieważ Kasia nie była zadowolona, że przejechaliśmy tylko niecałe 20 km, za tydzień postaram się wymyślić coś ekstra :).
PS
Wycieczka ma datę 15.04.2007, bo okazuje się, że można jednego dnia dodać tylko jedną wycieczkę. A szkoda. Na razie więc niech będzie tak :).